Coroczne wyjazdy nad jezioro Powidzkie są już u nas tradycją :). Tym razem jednak pojechaliśmy do Powidza, a nie jak dotychczas do Kosewa. I to był strzał w dziesiątkę! 🙂

Wyjechaliśmy z Wrocławia wczesnym rankiem w piątek, zahaczając po drodze o Urząd Miasta, żeby wyrobić Tomkowi dowód osobisty (przyda się na tegoroczne zagramaniczne wojaże). Chcieliśmy robić paszport tymczasowy ale okazało się, że nie dość, że dowód jest wystawiany na 5 lat a nie tak jak paszport na rok, to jeszcze jest darmowy, a za paszport trzeba płacić. Wybór był prosty ;). Przed urzędem podeszliśmy z Tomkiem do fotografa i o dziwo bardzo szybko, bo po 4 próbach, zdjęcie było gotowe :).

Po załatwieniu formalności ruszyliśmy w drogę. GPS pokazywał, że zajmie nam to ok. 3,5 godziny, ale GPSy nie mają trybu „dziecko on board” i tak oto po prawie 6 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce. Pokoje w ośrodku „Łazienki” są jakieś 10 metrów od wody :). Idealne na wiosenno/letni odpoczynek. Jedynym minusem (i to dość dużym) był brak kabiny prysznicowej albo chociaż jakiejś zasłonki, która zapobiegałaby zalewaniu całej łazienki podczas brania prysznica. Efekt był taki, że w łazience mieliśmy przez 3 dni wodę po kostki ;).

Pogodę mieliśmy idealną, no może poza pierwszym dniem (i nocą), bo wieczorem zrobiło się bardzo zimno a w nocy temperatura była ok. 5 stopni. W pokoju chyba była podobna, bo grzejniki były wyłączone. Baliśmy się, że Tomek się przeziębi, bo gorący z niego chłopak i nie lubi spać przykryty. Każda próba przykrycia go kocykiem czy kołderką kończyła się kopaniem i uwalnianiem nóg spod przykrycia ;).

Pierwszy dzień zlotu Stowarzyszenia Spearfishing Poland rozpoczęliśmy od sprzątania jeziora. Jak co roku próbowałem się wymigać od sprzątania i wszedłem do wody z aparatem, żeby zrobić obszerną podwodną dokumentację. Niestety widoczność była tak słaba, że nawet na 5 metrach mój aparat odmówił „ostrzenia” i robienia zdjęć. Zostawiłem więc go na brzegu i dołączyłem do chłopaków, żeby pomóc im w zbieraniu z dna puszek po piwie i innych śmieci wyrzuconych tam przez różnych idiotów :). Po sprzątaniu zaczęło się wielkie grillowanie, które potrwało do późnych godzin nocnych a w tzw. międzyczasie fani piłki nożnej obejrzeli finał Ligi Mistrzów, a po meczu był wykład Bartka Morawca o nurkowych tradycjach Ama. Kolejna noc była cieplejsza, ale za to pełna komarów (zatłukłem ok. 15 komarów w pokoju!).

Sprzątanie jeziora uwiecznił Bruner w swoim filmiku:

YouTube Preview Image

W drugi dzień odbył się Triathlon Łowcy Podwodnego. Zabawa polegała na przebiegnięciu ok. 700 metrów, ubraniu pianki na czas i przepłynięciu ok. 200m. Nie biegałem prawie 8 lat (od wypadku) i wbrew zaleceniom lekarza postanowiłem zrobić wyjątek i spróbować. Ostatecznie załapałem się do pierwszej piątki (na 5 startujących;) ), ale za to miałem drugi czas w pływaniu :).

Reszta dnia upłynęła na zabawach z Tomkiem. Niestety nie w wodzie, bo nie wiedzieć czemu Tomuś boi się nawet podejść do brzegu jeziora. Ale mamy nadzieję, że szybko przejdzie mu ta fobia. Zresztą, Umberto Pelizzari też bał się wody jak był dzieckiem ;).