Szanse na bezdeszczową pogodę były dzisiaj marne – zaledwie 1%, ale postanowiliśmy mimo wszystko nie siedzieć w hostelu. I okazało się, że deszczu nie było :).
Wybraliśmy się do Butterfly Spring, położonego za Yangshuo, gdzie wg. ulotek z biura informacji turystycznej miało być wiele atrakcji – podświetlana jaskinia, wodospad, most wiszący, ogród z setkami latających motyli i muzeum. Wszystko było jak w ulotce – przepiękna jaskinia z różnokolorowymi iluminacjami, był wodospad, był most wiszący, który bujał się lekko jak po nim przechodziliśmy, był ogród i było muzeum. W ogrodzie latała niezliczona liczba motyli. Na tyle niezliczona, że maczek zliczył aż jednego a myszka aż trzy :P. Nijak się to miało do kolorowej ulotki z setkami różnokolorowych latających motylków. Jeśli ktoś miałby zamiar odwiedzić to miejsce to szczerze odradzamy, szkoda czasu i pieniędzy.
Za to ciekawe okazało się wielkie drzewo – figowiec bengalski, rosnący jakiś kilometr za jaskinią z motylami. Drzewo to zostało posadzone za dynastii Jin, czyli ma ponad 1500 lat. Jest wielkie i ma gałęzie, które mają jakby oddzielne korzenie wrastające w ziemię. Wygląda to jak kilkanaście połączonych ze sobą drzew. Wokół drzewa jest park i rzeczka. Można przepłynąć się tratwą bambusową albo przebrać się w jakieś „królewskie” ubranka i zrobić zdjęcie. Bardzo trudno nam było pogonić naganiaczki, które nie kumały jak mówiliśmy do nich po polsku „później, później” (parafrazując „Misia” Barei – „później, później panie Janie kochany…”) ;).
W okolicach tego drzewa były naprawdę fajne widoki. Mimo, że znów było pochmurno, to i tak było ślicznie. Może kiedyś jeszcze tutaj przyjedziemy i trafimy na super pogodę :).
Potem wróciliśmy do Yangshuo i poszliśmy coś przekąsić. Wczoraj jeden Chińczyk polecał nam bar przy targowisku. Miała tam być najlepsza zupa z pierożkami i zupa z makaronem i ślimakami na ostro. Myszka stanęła w kolejce po pierożki, maczek po ślimaki. Pierożki okazały się być trochę mdłe, a właściwie to zupełnie bez smaku. Za to zupa z makaronem była bardzo dobra, tylko, że pani chyba pomyślała, że białasy nie jedzą ślimaków i nie wrzuciła ich do talerza :(. A szkoda, bo naprawdę chcieliśmy ich spróbować.
Później poszliśmy zobaczyć menu w Mei You Cafe, gdzie wg. informacji w Internecie można było, poza tradycyjnymi potrawami chińskimi i zachodnimi, zjeść potrawy z węża, szczura rzecznego, żaby i psa. Niestety (tzn. dla maczka niestety, dla myszki stety) w karcie nie było ani szczura, ani psa, więc nic tam nie zjedliśmy. Pochodziliśmy trochę po West Street, a później wróciliśmy do hostelu na obiad :).
Po obiedzie o 19:00 wyruszyliśmy na nocny połów z kormoranami. Super przeżycie! Niesamowite co te ptaki wyprawiają. Nurkują na bezdechu kilka metrów pod wodę i wypływają z rybą w dziobie, a delikwent na łodzi wyjmuje im ryby z gardła i wrzuca do wiadra. Takie naturalne łowiectwo podwodne :). Jest to możliwe dzięki temu, że ptaki mają zaciśnięte pętle na szyi – mogą swobodnie oddychać, ale nie mogą przełknąć ryby. Po kilku złowionych rybach, pętle są obluzowywane i ptaki są nagradzane złowionymi przez siebie rybkami (oczywiście w liczbie dużo mniejszej niż została złowiona 😉 ).
Po pokazie łowienia ryb podpłynęliśmy do brzegu i każdy mógł sobie zrobić fotkę z kormoranem (i rybakiem).
I tak oto zakończył się nasz ostatni dzień w Yangshuo w południowych Chinach. Jutro wyruszamy do Guilin, skąd polecimy na wschód – do Shanghaiu.
2 Odpowiedź na Ogród motyli, figowiec bengalski i polowanie z kormoranami
doox napisał:
Oczywiste jest, ze interesuje mnie ten specyficzny „birdfishing”.
Czy moze dowiedzieliscie sie ile taki ptak moze sluzyc rybakowi i jakie najwieksze ryby moze wyciagnac z wody? No i gatunki. jakie gatunki sie tam lowi? pozdro.d.
maczek napisał:
Nie wiemy zbyt wiele na ten temat, na pewno ptak jest wielokrotnego użytku i jest bardzo skuteczny – większość nurów kończy się wyciągniętą rybką 🙂 Niestety nie wiemy jakiego gatunku są to ryby, pewnie jakieś chińskie podróbki ryb 😉